Człowiek. Instrukcja obsługi [Psychologia dziś]

Ja i mój rozwój Laboratorium

Błądzimy wszyscy. Wszyscy, tylko nie ja. Błędy widzimy głównie u innych. Ci, którzy potrafią dostrzec je u siebie, są nie tylko bliżsi prawdy, ale także bardziej wytrwali, skuteczni i zdrowsi - twierdzi Hanna Brycz.

Dorota Krzemionka: – Można ułożyć instrukcję obsługi człowieka, jak sugeruje tytuł Pani książki?
Hanna Brycz: – Oczywiście nie. Tytuł jest prowokacją. Ma budzić zaciekawienie.

I budzi. Nie tylko tytuł. W książce dowodzi Pani, że padamy ofiarą samooszustwa. Udajemy, że nie dotyczą nas błędy poznawcze, które dotyczą wszystkich. Wszyscy tak się oszukujemy?
– Wszyscy. Ja też!

A przecież chcemy mieć wiedzę o ludziach i sobie. Dzięki niej potrafimy przewidywać, co się stanie, planować działania. I wierzymy, że taką wiedzę mamy!
– Co więcej, również psychologowie, jak choćby Fritz Heider czy Harold Kelley, początkowo sądzili, że człowiek jest intuicyjnym naukowcem, który w poznaniu siebie i innych posługuje się rzetelnymi metodami obserwacji.

Ale tak nie jest?
– Nie. Już cztery dekady temu Daniel Kahneman i Amos Tversky dowiedli, że nasz umysł chadza na skróty. Od tego czasu lawinowo gromadzone są dowody, że poznanie społeczne jest tendencyjne, obarczone błędami. Wszyscy im ulegamy z różnych powodów. David Krackhardt i Martin Kilduff uważają, że w ten sposób próbujemy uzupełniać luki w informacjach. Inni badacze, jak William Ickes i Jeffry Simpson, dopatrują się w błędach odbicia naszych celów i motywów.

Opisała Pani aż 129 prawidłowości zakłócających nasze poznanie i funkcjonowanie. Które najbardziej?

– Prawie wszystkie są wyrazem irracjonalności. Ale myślę, że najbardziej niebezpieczny może być częsty błąd korespondencji, czyli samopotwierdzania się hipotez. Wynika on z naszej skłonności do zachowania równowagi, zgodności między tym, co wiemy, a tym, co się dzieje. W efekcie posiadana przez nas wiedza wpływa na to, jak postrzegamy rzeczywistość. Często na podstawie pierwszego wrażenia formułujemy sąd o jakiejś osobie a potem dopasowujemy do niego kolejne informacje na jej temat. Ludzie przekonani, że Romowie kradną, po zetknięciu się z nimi przeszukują kieszenie i zwykle stwierdzają, że ileś złotych już im ubyło. A ci, którzy uważają, że ludzie są źli, swoim zachowaniem prowokują mimowolnie ich agresję i w ten sposób potwierdzają sobie te przekonania.
Błąd korespondencji może mieć niekiedy opłakane skutki, na przykład w medycynie. Gdy lekarz wstępnie zdiagnozuje u pacjenta zapalenie oskrzeli i przepisuje mu antybiotyk, nie sprawdza już innych hipotez, choćby takiej, że również nieleczony refluks żołądka może być przyczyną zapaleń górnych dróg oddechowych. Potwierdza sobie pierwszą hipotezę. Nawet naukowcy ulegają tej tendencji i upojeni swoją koncepcją pomijają niezgodnie z nią wyniki. To wielki grzech!

Niektórymi błędami grzeszymy jeszcze bardziej...
– Tak, na przykład nadmierną generalizacją – gdy na podstawie pojedynczego przypadku wnioskujemy o całych grupach, co prowadzi do stygmatyzacji. Słuchałam kiedyś rozmowy z Januszem Korwin-Mikkem. Opisując różnice między płciami, podał przykład, że koń jest duży, myszka mała, w związku z tym konie – czyli mężczyźni – nadają się do pracy, a kobiety, jak te myszki, powinny siedzieć w domu. Redaktorka, która z nim rozmawiała, nie potrafiła nic sensownego odpowiedzieć.

Może zregresowała się do pozycji myszki...

– A może pojawił się u niej efekt ogłupienia, o jakim pisze Roy Baumeister, dowodząc, że członkowie wykluczonych grup gorzej funkcjonują mentalnie. Tak czy inaczej nadmierna generalizacja ma poważne konsekwencje – jeśli ktoś na podstawie pojedynczego przypadku twierdzi, że tylko mężczyźni potrafią pracować, to może zmniejszyć szanse kobiet na rynku pracy.
Innym groźnym błędem jest dehumanizacja ofiary. Kiedyś tego terminu używano wobec okrucieństw, jakich dopuszczano się w czasie wojny. Amerykańscy żołnierze zabijając mieszkańców My Lai, myśleli o nich per „żółtki”. Okazuje się jednak, że wszyscy możemy mieć skłonność do dehumanizacji, broniąc pozytywnego wizerunku własnej osoby. Jeśli kogoś skrzywdzimy, to nie przepraszamy go, nie próbujemy zadośćuczynić, ale na dodatek przypisujemy mu negatywne cechy. By móc myśleć o sobie dobrze, deprecjonujemy ofiarę.

I w ten sposób możemy uznać, że sama jest sobie winna. My jesteśmy moralni...

– O swojej moralności niewiele myślimy, to innych oceniamy na tym wymiarze...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI