Czas, który pozostał

inne I

Mój film nie miał być zapisem odchodzenia. Chciałam raczej pokazać rzecz najprostszą: że można smakować życie, dotykać go, czerpać ze zwykłej codzienności i relacji z drugim człowiekiem. Nie ma nic cenniejszego – Aneta Kopacz opowiada o niezwykłym filmowym portrecie Joanny Sałygi.

Paulina Pająk: – „lubię dotykać życia. mam tak odkąd pamiętam. zatrzymuje mnie tu i teraz” – pisała na blogu „Chustka”, Joanna Sałyga. Dlatego zdecydowała się Pani zrobić o niej film?
Aneta Kopacz:
– Dokładnie tak. Te słowa to istota samej Joanny i jej pasji życia. A przecież pisząc je, przechodziła przez piekło – ta młoda kobieta wiedziała, że umiera i zostawia małe dziecko. To jest oczywisty dramat, nie trzeba o nim krzyczeć... Dlatego mój film nie miał być zapisem odchodzenia. Chciałam raczej pokazać rzecz najprostszą: że można smakować życie, dotykać go, czerpać ze zwykłej codzienności i relacji z drugim człowiekiem. Nie ma nic cenniejszego.

Kiedy zaczęła Pani czytać blog Joanny?

– Byłam świeżo upieczoną mamą, właściwie nie wychodziłam z domu. Zajmowałam się córką, a radio, prasa, internet były dla mnie jedynym oknem na świat. Natrafiłam na blog Joanny, pochłonął mnie. Byłam zachwycona jej stylem pisania i sposobem patrzenia na świat. Trafiała w sedno, choćby takim zdaniem: „dziś odwiedziliśmy ekskluzywną praktykę prywatną profesora”. Ktoś inny opisywałby skórzane fotele i drogi obraz na ścianie. A ona w niebanalnym, lekko ironicznym zdaniu umiała uchwycić wszystko.
To był dla mnie trudny czas: dziecko, radykalna zmiana, nieprzespane noce... Panuje powszechne przekonanie, że macierzyństwo wiąże się z wielkim szczęściem, a ja byłam przygnębiona, przerażona i przemęczona. Blog Joanny przywrócił mnie na nowo do życia.

Jak wyglądało wasze pierwsze spotkanie?
– Spotkałyśmy się w Klubie Księgarza, gdzie prezentowano reportaż radiowy o Joannie. W trakcie emisji, kiedy pojawił się głos jej syna, Jasia, Joanna nie opanowała wzruszenia i wyszła. Po chwili poszłam za nią. Stała w ciemnym, pustym pomieszczeniu, odwrócona, ledwo widoczna. Pomyślałam, że jest bardzo drobna. Z głośników dobiegał dźwięk reportażu – czytano fragment bloga. Podeszłam do niej i przedstawiłam się. Dłuższą chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu, popłynęły nam łzy... Miałam wrażenie wzajemnej bliskości – dziwne uczucie przy pierwszym spotkaniu. Poprosiłam o minutę, by opowiedzieć, jak chciałabym utrwalić jej historię w obrazie. Powiedziała: „Poczekaj na mnie”. Dwa dni potem realizowałam już zdjęcia.

W tym filmie Pani wrażliwość przenika się z wrażliwością Joanny. Otrzymujemy portret codzienności zarazem zachwycającej i kruchej.
– Spotkałam w Joannie człowieka, który tak jak ja kocha życie i z podobną wrażliwością je smakuje. To nas zbliżyło i pozwoliło zbudować interesującą relację, która przełożyła się na film.
Prosta codzienność daje mi najwięcej, mam tak odkąd pamiętam. Wystarczy, że nic nie boli, że ci, których kocham, są zdrowi i mamy za co żyć – jestem szczęśliwa. Wszystko cenne: zapach kawy, powietrza na wiosnę, magia światła, gdy pada deszcz...
Nie mogę się nadziwić powszechnemu rozpychaniu się po więcej i lepiej. Nie rozumiem, po co i do czego ludzie tak gonią. Nie jesteśmy nieprzemakalni, codziennie możemy stracić wszystko. Tego boję się najbardziej, dlatego obsesyjnie staram się niczego nie przegapić, być, czuć, przeżywać, pielęgnować. Nieustannie utrwalam życie w kadrach, próbuję zatrzymać czas tak, by cieszyć się nim jak najdłużej. Nie lubię przemijania, jestem kolekcjonerem chwil.

Najważniejsza chwila przy kręceniu „Joanny”?
– Wydarzyła się poza kamerą. Pewnego wieczoru Joanna odwiedziła nas z Jasiem i swoim mężem, Piotrem. Od razu chciała zobaczyć naszą córeczkę. Olenka już spała. Po cichu poszłyśmy do pokoju dziecinnego, Joanna wzięła ją na ręce, miała łzy w oczach. Potem spacer...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI