Co nas kręci, co podnieca

Na temat Ja i mój rozwój

Jak sobie wyobrażasz idealną wersję siebie za rok? Co robisz? Jak chcesz, by wyglądało twoje życie? Zawsze wychodzimy od tego, czego chcemy, co nas kręci. A gdy postawimy sobie cel, podświadomie szukamy sposobów jego osiągnięcia.

Dr hab. Mirosława Huflejt-Łukasik pracuje w Katedrze Psychopatologii i Psychoterapii na Wydziale Psychologii UW, jest tu także kierownikiem studiów podyplomowych Coaching w organizacji. Interesuje się problematyką Ja i samoregulacji oraz różnicami w tym zakresie między osobami zdrowymi i tymi z zaburzeniami psychicznymi. Jest też trenerem i coachem. Napisała m.in. książkę Ja i procesy samoregulacji.

Dorota Krzemionka: – Rabin z opowieści Elie Wiesela mówi, że kiedy staniemy przed Stwórcą, ten nie zapyta, dlaczego nie zostaliśmy mesjaszem ani na czym polega tajemnica życia, tylko dlaczego nie staliśmy się tą osobą – prawdziwą i spełnioną – którą tylko my mogliśmy się stać. Dlaczego tak się dzieje? Jakie mogą być tego przyczyny?
Mirosława Huflejt-Łukasik:
– Terapeuta szukałby ich w dzieciństwie, czyli w tym, co dostajemy w relacji z rodzicami, co oni zbudują w naszym myśleniu o sobie i w naszych emocjach.


Zatem zdolność pójścia własną drogą rodzi się wcześnie, dużo wcześniej nim zaczynamy dokonywać wyborów. Co na nią wpływa?
– Byśmy mogli być w pełni sobą i dążyć do własnych celów, musimy być przekonani, że jesteśmy kompetentni, mamy coś ważnego do powiedzenia i w różnych sytuacjach poradzimy sobie. Czyli mówimy o pozytywnej samoocenie. Po części ma ona podłoże biologiczne, różna jest bowiem nasza zdolność do przeżywania pozytywnych emocji. Ale w dużym stopniu wynika z naszych relacji z bliskimi osobami. Jest wyższa, gdy mamy od innych potwierdzenie, że w czymś jesteśmy dobrzy, coś potrafimy, że jesteśmy wyjątkowi…

Wtedy czujemy się kimś ważnym, wartościowym. Co jeszcze wpływa na życie po swojemu?
– Ważne też, czy mamy ustalone granice między sobą a innymi osobami. Jeśli nie, przyjmujemy oczekiwania innych jako swoje. To również kształtuje się wcześnie, w relacjach z rodzicami, którzy prócz kontrolowania zachowań dziecka i wyjaśniania mu świata, powinni potwierdzać, jaką jest ono osobą.

A najpierw powinni dać mu przestrzeń, by to ujawniło. Czasem zaś rodzice z góry wiedzą, jakie dziecko ma być, czego powinno chcieć.
– Jak opowiada mój kolega Marek Jasiński, bywa że mama woła Jasia z podwórka, a Jaś pyta: „A co, mamo, głodny jestem, czy spać mi się chce?”. Ten dowcip pokazuje, że jeśli nasze potrzeby nie są zauważane, sami nie mamy w nich rozeznania. Pamiętam moją klientkę, której mama cierpiała na depresję, a ona myślała o sobie jako o kimś bez sensu. Tak siebie określała. Prawdopodobnie kiedy była mała, jej mama nie zauważała jej.

Nie potwierdziła córce, kim ona jest. A żeby żyć swoim życiem, tę pewność musimy mieć…
– Możemy wtedy śmiało wchodzić w relacje z innymi i czerpać z nich potwierdzenie własnej tożsamości i wartości. Kontakty z ludźmi są dla nas wartością, ale żeby z nich czerpać, sami musimy być wystarczająco ukształtowani, mieć ustalone granice. Nie pomylimy cudzych potrzeb z własnymi…

Nie zwiodą nas prezentacje i popisy na Facebooku…
– Nie, bo im bardziej jesteśmy pewni, kim jesteśmy, tym lepiej selekcjonujemy, co chcemy od innych wziąć.

Niektórzy rodzice traktują dziecko jak projekt. Z góry mają wyobrażenie, kim ono będzie, zapisują je na wybrane przez siebie zajęcia. Dobry pomysł?
– Kiepski. Sama chodziłam do szkoły muzycznej, choć nie ja to wymyśliłam. Starsza siostra nie mogła grać, więc ja zostałam wydelegowana. To niepokojące, gdy już na starcie rodzice mają pomysł na dziecko: na to, kim ono będzie, co będzie robić. W ten sposób przerzucają na nie własne marzenia. Ale jeśli przy tym dają mu miłość i wspierają w tym, jakie jest, to dużej krzywdy mu nie zrobią. Carl Rogers, psychoterapeuta i psycholog, mówił o znaczeniu bezwarunkowej akceptacji. Każdy z nas powinien być ceniony za to, że po prostu jest, a nie za to, co robi – na przykład za to, że dobrze się uczy albo postępuje, jak rodzic sobie życzy.

Przeciwieństwem projektowania dziecka jest zostawienie go samemu sobie, na przykład przed komputerem.
– Też kiepski pomysł. Jak wspomniałam, tym, co buduje naszą tożsamość, są relacje. Na początku głównie z rodzicami, a ci są zapracowani i nie rozmawiają z dziećmi.

A jeśli już, to głównie mówią dziecku, co powinno.
– Jeśli za dużo jest tego „powinieneś”, „powinnaś”, to t...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI