Oddychając pod wodą - Richard Rohr

Materiały PR

Nasze dochodzenie do wiary to powolne, stopniowe uzdrawianie i ponowne łączenie głowy, serca i ciała, by mogły działać jako jedno. Konieczne jest, byśmy uzdrowili nasz ograniczony, a nawet toksyczny obraz Boga. Staje się to możliwe dzięki każdemu doświadczaniu obecności Boga. Przeczytaj fragment książki Richarda Rohra "Oddychając pod wodą"

Nasze dochodzenie do wiary to powolne, stopniowe uzdrawianie i ponowne łączenie głowy, serca i ciała, by mogły działać jako jedno. Konieczne jest, byśmy uzdrowili nasz ograniczony, a nawet toksyczny obraz Boga. Staje się to możliwe dzięki każdemu doświadczaniu obecności Boga. Przeczytaj fragment książki Richarada Rohra "Oddychając pod wodą"

Poniżej fragment książki:

"Krok 2 z Programu 12 Kroków – zbioru zaleceń dla osoby uzależnionej, opracowanego i stosowanego we wspólnotach Anonimowych Alkoholików – brzmi: Uwierzyliśmy, że Siła Większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie.

Krok 2 to konieczne oczekiwanie, opóźnianie i powracanie do dawnych nałogów, które niezmiennie poprzedzają prawdziwy akt wiary.

Aby ostatecznie poddać się procesowi zdrowienia, musimy otworzyć w sobie trzy przestrzenie – i wszystkie trzy w tym samym czasie: naszą zadufaną, pewną siebie głowę, zamknięte serce i defensywnie nastawione ciało. Na tym właśnie polega praca duchowości, i faktycznie jest to praca. Ostatecznie wykonuje ją „Siła Większa od nas samych”, która doprowadza nas do wielkiej jasności i głębokości widzenia.
Niewinnie wyglądające systemy mentalnych przekonań większości religii są prawdopodobnie główną przyczyną ateizmu w dzisiejszym świecie – wszyscy zauważają, że systemy te na ogół nie tworzą ludzi silniejszych, bardziej opiekuńczych i twórczych niż w innych grupach, a często wręcz tworzą ludzi znacznie gorszych. Same tylko systemy przekonań dzielą ludzi, podczas gdy autentyczna wiara składa wszystkie nasze części (ciało, serce i głowę) w jedną całość; jej szerokopasmowa stacja nadawcza oferuje nam pełny, przestrzenny dźwięk zamiast tylko trzasków, płynących z pojedynczego głośnika. Szczerze mówiąc, konieczna jest poważna operacja chirurgiczna i czas, obejmujący większość ludzkiego życia, by nasza głowa, serce i ciało porzuciły swoje mechanizmy obronne, fałszywe programy osiągania szczęścia i niezliczone formy oporu wobec tego, co pojawia się wprost przed nami.

Naprawdę trudno w to uwierzyć, ale wielu formalnie religijnych ludzi nie wierzy w realność Ducha w jakikolwiek aktywny lub efektywny sposób. Wydaje im się, że ich zadaniem jest nauczanie o Duchu, przedstawianie Go albo „zdobywanie”, a nigdy aktywna radość z tego, co faktycznie jest już dostępne i stoi po ich stronie. Prof. Walter Wink, zajmujący się interpretacją biblijną, nazywa to światopoglądem „teologicznym” – w przeciwieństwie do światopoglądu „inkarnacyjnego”, jakim jest autentyczne chrześcijaństwo. Dowiesz się o tym, kiedy wnikniesz w to całym sobą. Kiedy cały wejdziesz w teraźniejszość, rozpocznie się uczta. Ale, jak powiadał w wielu swoich historiach Jezus, wszyscy znajdujemy odpowiednie wytłumaczenie, żeby nie przyjść na ucztę, która jest całkowicie otwarta, darmowa i dostępna dla wszystkich. „Wciąż jest jeszcze miejsce!” (patrz: Łk 14, 15–24). Wielu z nas nie chce przyjąć zaproszenia tylko dlatego, że lista zaproszonych obejmuje zarówno „złych i dobrych” (Mt 22, 10). Ego, lub „ciało”, wolałoby oczywiście wstąpić do ekskluzywnego klubu czy zamkniętego towarzystwa. Chociaż Piotr potrzebował sporo czasu, by to zrozumieć, mówi do nas wyraźnie: „Bóg mi pokazał, że nie wolno żadnego człowieka uważać za skażonego lub nieczystego” (Dz 10, 28). Kiedy wszystkie trzy przestrzenie – głowa, serce i ciało – są jednocześ[-]nie otwarte i nastawione na słuchanie, możemy zawsze być obecni. Być obecnym oznacza wiedzieć to, co musimy wiedzieć w danej chwili. Być obecnym wobec czegoś, to pozwolić, by to coś – chwila, osoba, idea lub sytuacja – mogło cię odmienić.

Wypełnić serce

Aby osiągnąć i utrzymać stan otwartości umysłu, potrzebna jest nam pewna forma praktyki kontemplacyjnej albo medytacyjnej. W ostatnich stuleciach praktyka ta została w większości zaniedbana; zastąpiło ją samo tylko recytowanie i „odmawianie” modlitw, które ma niewiele wspólnego z umysłem kontemplacyjnym, za to często utwierdza nas w opartym na lęku systemie zwierzchności. Osobiście definiuję kontemplację jako „niedualistyczną świadomość” i jestem przekonany, że jest ona niezbędna do przezwyciężenia „śmierdzącego myślenia” większości osób uzależnionych; myślenia, które określić można jako „wszystko albo nic”. Można by powiedzieć, że w autentycznej duchowości niezmiennie chodzi o jednoczesne opróżnianie umysłu i wypełnianie serca.

Otwartość przestrzeni serca zależy od kilku rzeczy. Po pierwsze, niemal wszystkim nam potrzebne jest swego rodzaju uzdrowienie przeszłych zranień, które niesiemy ze sobą przez życie. Kościół nazywa je nieco dziwnie, mówiąc o „grzechu pierworodnym”, czyli czymś, za co nie musimy czuć się osobiście winni, ale co zostało dokonane nam i jest przekazywane z pokolenia na pokolenie. Nie ma sensu zrzucanie winy na kogokolwiek. Cudownym duchowym narzędziem, które definiuje dziewięć najbardziej powszechnych „programów na szczęście” lub strategii przetrwania, jest Enneagram. Pokazuje, że „funkcja uczuciowa” w każdym z nas jest w taki czy inny sposób zraniona. Każdy jest zawsze w połowie dobry, a w połowie zły, i ważne jest, byśmy uznali tę złą część – po to, żeby dobra mogła zostać uwolniona. Po drugie, musimy pozostawać we właściwych relacjach z innymi ludźmi i pozwolić im, by mogli nas pokochać i dotknąć nas na głębszych poziomach, byśmy z kolei i my potrafili dotknąć i pokochać ich.

Myślę również, że przestrzeń serca często otwierana jest dzięki zaangażowaniu się w aktywności „prawej półkuli mózgowej”, takie jak muzyka, sztuki plastyczne, taniec, kontakt z naturą, post, poezja, afirmująca życie seksualność czy wreszcie sama sztuka budowania relacji z innymi. Masowi mordercy to zawsze samotnicy, którzy nie podejmują żadnej z tych aktywności, lecz wycofują się w głąb własnej głowy, by tam móc przeżuwać swoje własne wyjaś[-]nienia.
Przypominam sobie momenty, kiedy celebrowałem Mszę świętą w sposób formalnie właściwy, ale z zimnym, ukrytym sercem. Dopiero gdy wchodziłem w tłum wiernych, od których dostawałem szczere uśmiechy i pełne ciepła uściski, uświadamiałem sobie wcześniejszą zatwardziałość mojego własnego serca, które właśnie w tym momencie stawało się na powrót czułe i zdolne do połączenia z innymi. W tym tkwi sedno doświadczenia przemiany: zdajesz sobie sprawę, jak bardzo go potrzebowałeś, dopiero wtedy, gdy znajdziesz się po drugiej stronie! To dlatego potrzeba ci nieustępliwej wiary i nadziei, dzięki którym będziesz mógł przejść przez większość transformujących doświadczeń. Kiedy pozwolisz, by inni naprawdę na ciebie wpływali i dokonywali w tobie przemiany, twoje serce się otworzy.

Otwarcie dostępu do naszego ciała, życie w ciele w chwili obecnej, bycie obecnym wobec innych na poziomie niemalże komórkowym również wymaga uleczenia ran i wspomnień z przeszłości, które zdają się odkładać i magazynować w naszych ciałach. Ciało nigdy nie przestaje się z nami komunikować, jednak na szczęście nigdy nas nie okłamuje, nawet jeśli umysł oszukuje nas bezustannie. Doskonale zauważają to wyćwiczeni praktycy zen. To znamienne, że Jezus, kiedy leczył ludzi, zazwyczaj fizycznie ich dotykał; wiedział, że właśnie w ciele kryją się rany i wspomnienia.
Każdy dobry masażysta zna siłę uzdrawiającego dotyku. Z pewnością jest to również jedna z funkcji zdrowego aktu seksualnego, fizycznego kontaktu czy zwykłego przytulenia. I dlatego tak ważne jest, by chronić dzieci przed każdym negatywnym i przepełnionym lękiem przesłaniem, jakie może płynąć z ciała. Ciało wie i ciało pamięta.

Usłyszeć ciało

Zawsze czuję głębokie rozczarowanie, gdy uświadamiam sobie, że chrześcijaństwo jest jedyną religią, która wierzy, iż Bóg przyjął ludzkie ciało, a mimo to ma tak wypaczony czy wręcz negatywny stosunek do cielesności, świata fizycznego, seksualności, emocji, zwierząt, zdrowych praktyk fizycznych, takich jak joga, i do samej natury. Często wydaje mi się, że zachodnie chrześcijaństwo zostało uformowane bardziej przez Platona (dusza i ciało walczą ze sobą) niż przez Jezusa (dusza i ciało są jednością). Ciało jest bardziej tłumione i wypierane niż umysł czy serce.

Ciało jest jak ignorowane, środkowe dziecko w rodzinie, które rekompensuje sobie niezaspokojone potrzeby poprzez kompulsywne objadanie się, seks, anoreksję i uzależnienia, lekceważąc jednocześnie całą fizyczną planetę, zwierzęta, wodę i zdrowe jedzenie. W taki czy inny sposób kalamy własne gniazdo, gdyż przestaje ono dla nas cokolwiek znaczyć; zbawienie staje się jedynie „planem ewakuacji do następnego świata”.
Tak więc praca, jaką wykonuje duchowość, jest nieustannym wyzwalaniem głowy, serca i ciała, i prowadzeniem ich w kierunku pełnego, świetlistego widzenia i życia; nie jest to jedynie mentalne „zdecydowanie się na Jezusa” albo jednorazowa polisa ubezpieczeniowa, dołączana do otrzymywanych sakramentów. Większość kościołów koncentrujących się na głowie nigdy nie dotyka serca, a te, które skupiają się na sercu, nie interesują się głową. Wszystkie zaś, niemal bez wyjątku, ignorują ciało, jako coś całkowicie bez znaczenia. Co więcej, „kościoły głowy” zazwyczaj nie są kontemplacyjne, a „kościoły serca” mają niewielkie rozeznanie czy wyczucie subtelnych emocji, dzięki którym potrafimy widzieć prawdziwie. W rezultacie „ludzie ciała” albo opuszczają kościoły, albo – co gorsza – dalej siedzą w ostatnich ławkach, jednak nie biorą niczego na poważnie i nic, czego są świadkami, nie jest dla nich prawdziwe, autentyczne, znaczące i cudowne.

Ponownie połączyć

Jeśli mamy uwierzyć, że Siła Większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie, to musimy najpierw rozwinąć w sobie zdolność prostej, czystej i niezaśmieconej obecności. Ci, którzy potrafią być obecni jednocześnie głową, sercem i ciałem, zawsze spotkają Obecność, bez względu na to, czy nazwą ją Bogiem, czy nie. Uczymy się tego, przyjmując życie na jego własnych warunkach i w każdym czasie. „Bóg przychodzi do nas w przebraniu naszego życia”, jak pięknie mówi w swoich rekolekcjach Paula D’Arcy, liderka i autorka książek o duchowości.
Wszystko, co możemy zrobić, to usunąć się z drogi, dostrzec swoje defensywne zachowania i zapłakać nad nimi, i nie pozwolić, by zamykały się nasze trzy przestrzenie – wówczas Obecność, która z pewnością jest Najwyższą Siłą, stanie się oczywista, wszechobejmująca i bezpośrednio dostępna. Objęcie przez Boga jest natychmiastowe, lecz nasze nieudolne „dochodzenie do wiary” jest powolnym, stopniowym uzdrawianiem i ponownym łączeniem głowy, serca i ciała, by mogły działać jako jedno. Konieczne jest, byśmy oprócz uzdrowienia nas samych, uzdrowili również nasz zawsze ograniczony, a nawet toksyczny obraz Boga."

POLECAMY

Tekst jest fragmentem książki "Oddychając pod wodą. Duchowość i Program 12 Kroków" Richarda Rohra, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Charaktery. Kliknij i zamów w naszym e-sklepie z 50 proc. rabatem.

„Oddychając pod wodą. Dziennik lektury”


ISBN 978-83-64721-32-8
Format: 140 x 250 mm
objętość: 144 strony
Oprawa: miękka

Ten dziennik jest niezbędny w pracy nad przejściem przez Program 12 Kroków opisany w książce „Oddychając pod wodą”. Pomoże czytelnikowi odkryć źródło uzależnienia i rozwiązania najlepsze dla Ciebie.

W książce znajdują się refleksje, pytania skłaniające do dyskusji, a także miejsce na własne zapiski z procesu przemiany.

* Dziennik powstał w oparciu o bestseller „Oddychając pod wodą”

* Sprzyja rozpoznaniu i pokonaniu uzależnienia. Pytania do dyskusji oraz ćwiczenia pogłębiają materiał zaprezentowany w książce „Oddychając pod wodą”

* Miejsca na notatki pozwalają wyrazić i uchwycić emocje pojawiające się podczas pracy z Programem 12 Kroków

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI